wtorek, 15 grudnia 2009

Rozdział 8: [Końcowy] Obietnica...

Ohayo, Konnichiwa, Konbanwa ^^ Jak widać - wróciłam po tych nieszczęsnych dwóch tygodniach. Mam dobrą i złą wiadomość. Normalnie się zaczyna od tej złej, więc ja też tak zrobię. Tak więc kończę ten fanfiction na tym rozdziale. Wiem, że miało być 10, ale poprostu nie widziałam sensu, żeby pisać tego dalej. Przepraszam bardzo, jeśli kogoś rozczarowałam.
Dobra wiadomość - w piątek pojawi się pierwszy rozdział nowego fanfick'a, który mam nadzieję, że spodoba się moim czytelnikom ^w^ Nie było yaoi... przepraszam xD Nie jestem w tym dobra xD A jakbym zaczęła pisać, to bym umarła z wykrwawienia się Oo Nie chcecie wiedzieć, jak reaguję na takie rzeczy =w='' No więc ostateczny rozdział jest nieco dłuższy niż poprzednie, bo w nim jest zawarta cała końcówka :D Trochę może wydawać się pomieszany i dziwny - to jest taki sam, jak ja xD
Życzę miłego czytania ^_^ Bajbaj X3
-------------------------------------
- Mooou… spóźniliście się! – Sakura skarciła przychodzących na miejsce Naruto i Sasuke.
- Gomen, Sakura-chan, to moja wina – przyznał się do winy blondyn – Przez tą nogę nie mogę szybko się poruszać, dlatego Sasuke mi pomagał.
- Cóż za zmiana, Sasuke, wcześniej nawet byś nie pomyślał, żeby pomóc Naruto – skomentował Kakashi podchodząc do drużyny – Co może być tego powodem?
Cholera, on coś podejrzewa? Sasuke sam sobie zadał to pytanie. Naruto widząc dziwny wyraz na twarzy czarnowłosego zwrócił na niego pytające spojrzenie. Zauważył to.
- Usuratonkachi – rzucił w stronę niebieskookiego
- Że Ha i He?! Co ja ci znowu zrobiłem?!
- Stąpasz po tym samym gruncie co ja.
Naruto zrobił się czerwony, ale tym razem ze złości. Wściekły odsunął rękę od bruneta i kuśtykając odszedł w głąb lasu. Sasuke jedynie opuścił wzrok.
- Sasuke-kun… czemu go tak zraniłeś? – zapytała zmartwiona Sakura
- Nie twoja sprawa… - Uchiha nadal był zwrócony twarzą w kierunku ziemi.
– Pójdę go poszukać – rzucił i poszedł za śladem Naruto
- Wiesz co się mogło stać, Sakura? – zapytał Kakashi różówowłosą.
- Nie mam pojęcia, Kakashi-sensei, ale to nie wygląda za dobrze.
Hatake skierował spojrzenie na miejsce gdzie przed chwilą zniknęli chłopcy.
- A mnie się wydaje, że następne dni mogą być bardzo ciekawe…
- Dlaczego tak uważasz, sensei? – Haruno skierowała na niego pytające spojrzenie.
- Kto wie…

Naruto nadal wściekły jak osa przemierzał kolejne metry. Nie wiedział ile już przeszedł. Nie obchodziło go to, byleby tylko znalazł się jak najdalej od Sasuke. Tak, to najlepszy pomysł. Nie zwalniał tempa. Nawet zapomniał o bólu w złamanej nodze. Cholerny Bakasuke! Co on sobie myśli?! Ah tak… przecież on jest taki boski, idealny i w ogóle! Powinien sam być na tym świecie! Blondyn nagle się zatrzymał. Zrobiło mu się tak jakoś… smutno. Serce go bolało. Jak on mógł powiedzieć coś takiego po tym wszystkim… Czuł się jakby zaraz miało pęknąć bezpowrotnie na tysiąc malutkich kawałków. Łzy zaczęły mu się cisnąć do oczu.
- Cholera! Jestem facetem! Nie mogę płakać! – podszedł do jakiegoś pnia i usiadł na nim, noga zaczęła o sobie przypominać – Poczekam tutaj… nieważne jak długo…

Przysunął nogi do siebie i objął rękoma kolana. Nie musiał czekać długo.
- Hej, Naruto? – Uchiha dotknął policzka blondyna, który jak oparzony szybko ją od siebie odsunął.
- Nie dotykaj mnie, draniu! – wykrzyczał mu prosto w twarz. Sasuke stanął jak wryty, nie wiedział, że będzie aż taki zły. – Myślisz, że po takich słowach możesz sobie po prostu tu przyjść… i … i tak łatwo ci przebaczę?! – głos mu drżał, już nie potrafił tego ukryć. – To się grubo mylisz!
- Naruto… - w oczach bruneta malował się smutek – Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło…
Naruto spojrzał na niego, ale już ze łzami, których nie umiał powstrzymać.
- Nawet nie wiesz jak to bolało…
Sasuke nie wiedział co powiedzieć. Jego wyraz twarzy nie zmieniał się, nadal był pełen smutku i żalu. Po chwili milczenia objął Naruto, który nadal siedział na pniu drzewa.
- Puść mnie, draniu…
- Nie.

Byli w takiej pozycji jakiś czas. Ale Naruto nie dał za wygraną.
- Cholera, puść mnie!
- Nie puszcze! – łzy blondyna zaczęły spływać na materiał ubrania Sasuke. – Przepraszam – dodał.
- Sasuke… - Naruto splótł palce za plecami bruneta – Nie rań mnie już tak więcej… - Sasuke drgnął.
- To znaczy ze mi wybaczasz? – poczuł jak blondyn kiwa głową, uśmiechnął się. – No, ale wynagrodzę ci to.
- Eh? Niby jak?
- szafirowe oczy Sasuke błysnęły, po czym on sam złapał za obiema rękami twarz Naruto i zmiażdżył jego usta pocałunkiem. Naruto otworzył szeroko oczy. Cóż… mógł się tego spodziewać.

Blondyn zalał się rumieńcem, gdy poczuł jak brunet bada wnętrze jego ust. Od razu się oderwał.
- C-co ty robisz?!
- To, co widać. – odpowiedział obojętnie, aczkolwiek nie bez pretensji
- Ale…ale to za szybko-! – wypowiedź niebieskookiego przerwał następny pocałunek ze strony czarnowłosego
- Przesadzasz – powiedział w czasie przerwy.
***
- Coś długo nie wracają… - zauważyła Sakura siedząc nad rzeką
- Nie martw się, dadzą sobie sami radę.
- Mam nadzieję. – różówołosa zwróciła smętny wzrok na czystą wodę
***
- Sasuke? – odezwał się Naruto odrywając się od chłopaka – Musimy wracać.
- Jeszcze chwilę… - szepnął całując szyję blondyna. Gorąca fala przebiegła przez skórę Uzumakiego.
- Sasuke! – złapał za jego ramiona i zmusił go, by patrzył się na jego twarz
Ten zwrócił na niego ponury wzrok.
- Co?
- Wracajmy… Sakura i Kakashi na pewno się martwią – Sasuke prychnął
- Nie mam zamiaru, skoro już jesteśmy tu sami… trzeba to wykorzystać – wymruczał mu do ucha. Naruto zadrżał.
- Przepraszam bardzo… w jakim sensie… wykorzystać? – jego głos drżał
- Uu… cóż za myśli ci przeszły przez głowę? Niegrzeczny… - brunet uśmiechnął się szyderczo.
- Że niby jakie? – blondyn najwyraźniej nie wiedział w jakiej to sytuacji się znajduje. Westchnął, gdy poczuł język czarnowłosego za swoim uchem. Jego umysł był całkowicie pusty. Nie wiedział teraz co powiedzieć, by Sasuke przestał. – Sas…Sasuke…p-przestań – odezwał się w końcu. Nie umiał wypowiedzieć bardziej sensownego zdania.
- Dlaczego? Przecież widzę, że ci się podoba.
Miał racje. Podobało mu się, ale był tym faktem przerażony. Nie powinno mu się to podobać! Powinien teraz go odepchnąć i byłby koniec gry! No więc… czemu nie może? Usta bruneta przeniosły się na powrotem na szyję gdzie pozostawił po sobie soczystą malinkę. Popatrzył na nią z uśmiechem wyraźnie dumny ze swojego dzieła. Czuł jak blondyn drży. Za to Naruto czuł miękkie kruczoczarne włosy na swoim policzku. Pachniały wiśnią i gorzką czekoladą. Jaki był tego powód? Cholera! Nie powinien teraz odpływać wąchając cholerne włosy Sasuke! Jeszcze ten jego cholerny uśmieszek na cholernej twarzy! Jak on go denerwował… a zarazem tak przyciągał. Jak nic innego. Co za cholerny drań! Czemu tak na niego działa?!

- Sasuke! – odciągnął go od siebie, a lazurowe oczy spojrzały na niego z wyrzutem
- Co? – zapytał obojętnie, jakby miał to wszystko w głębokim poszanowaniu, lecz Naruto nie dał za wygraną i nadal wlepiał w niego wzrok – No co?! – brunet był wyraźnie rozzłoszczony zachowaniem niebieskookiego, na co ten uśmiechnął się szelmowsko

- Złość piękności szkodzi – dodał przesłodzonym głosem – A tego nie chcemy.
- „Nie chcemy”? A może miałeś na myśli „nie chcę”? – brunet zmarszczył brwi
- Ktoo wieee…
- Sasuuukeee? Naruuutooo? – głos Sakury odbił się echem po lesie.
- Cholera! – przeklnął nerwowo Naruto, który w tym momencie siedział okrakiem na kolanach Sasuke.
- Znowu… - rzekł zdenerwowany Sasuke zakrywając ręką twarz
- Puść mnie, Sasuke! Sakura nas zobaczy! – szepnął zdenerwowany blondyn, który w tym momencie odpychał bruneta od siebie
Uchiha z obojętnym wyrazem twarzy wziął niebieskookiego na ręce i wskoczył na najbliższe drzewo. Naruto chciał wyrazić swój przeciw, ale Sasuke w ostatnim momencie zakrył mu usta ręką, w wyniku czego blondyn wydał z siebie kilka niezidentyfikowanych dźwięków niezadowolenia. Brunet tylko przyłożył sobie palec drugiej ręki do ust na znak, żeby był cicho, a drugą odsunął od Uzumakiego, na co  ten posłusznie siedział już cicho.
- Gdzie oni są? – dziewczyna nadal szukała ich w tej okolicy, niestety bez skutku, w końcu jednak zrezygnowała i skierowała się w innym kierunku. Uchiha wypuścił powietrze z płuc z ulgą.
- Oi, Naruto, droga wol-
Przerwał, gdy zobaczył, że sylwetka blondyna otacza czerwona czakra, rozszerzył oczy w zdumieniu i strachu, obawiał się, że może mu się coś stać.
- Naruto! Co się dzieję? – lazurowe tęczówki spojrzały na niego, ale  tak jakby bez wyrazu. Po chwili chłopak uśmiechnął się szelmowsko ukazując ostre kły. – Kyuubi… - zauważył czarnowłosy unikając ciosu ze strony Uzumakiego. Po chwili zmarszczył brwi obrzucając go gniewnym spojrzeniem.
Kolejny ogon formował się z krwistej aury demona. To już czwarty. Przy następnym może nie być już tak miło. Sasuke przeklnął pod nosem rozmyślając gorączkowo nad tym, co może zrobić. Bez skutku. Teraz, jak na złość, nie mógł wymyśleć żadnej taktyki. Kolejny atak ze strony lisa, tym razem nie zdołał tego uniknąć. Uderzył boleśnie o korę najbliższego drzewa i z jękiem upadł na ziemię. Lecz po chwili podniósł się ocierając z brody spływającą samotnie strużkę krwi.
Co się stało? Tylko na tyle stać ostatniego członka z rodu Uchiha?

Brunet prychnął pogardliwie prawie zabijając demona swoim wzrokiem pełnym nienawiści.
- Co chcesz zrobić Naruto?! – rozległo się pytanie ze strony chłopaka, lis zaśmiał się złowieszczo
Jak to co? Przejmę jego ciało, będę dzięki temu wolny. A później rozniosę cały ten Wasz świat.
- Nie pozwolę ci na to… - czarnowłosy stanął na chwiejących się nogach – Nie pozwolę ci zabrać mojego przyjaciela!
Szybki ruch ze strony Sasuke lekko zdezorientował Kyuubiego, który przez chwilę nieuwagi oberwał boleśnie. Potoczył się kilka metrów dalej.
Jak śmiesz…ze mną zadzierać?!
Uchiha zaśmiał się tylko, co tylko rozzłościło lisiego demona. Jednak bardziej się przypatrując, zobaczył w nim Naruto, jego oczy pełne błękitu. Smutne, a nadal tak piękne. Stanął jak wryty przyglądając się mu z szokiem.
- Sa…suke… uciekaj… proszę… - rozpaczliwa prośba blondyna skończyła się samotną łzą, która wyznaczała swą drogę na opalonym policzku. Po chwili jego tęczówki nabiegły czerwienią.
Żałosne. Czy on nigdy nie słyszał, że mężczyźnie nie przystoi płakać?
Głos dziewięcioogoniastego zaczął coraz bardziej  grać na nerwach bruneta. Zacisnął wargi, a na ich miejscu pojawiła się cieńka linia. Piąty ogon. Skóra Uzumakiego zaczęła się palić i odchodzić od swojego właściciela ukazując skrywaną pod nią demoniczną czakrę. Teraz w żadnym stopniu nie przypominał on człowieka. Uchiha drżał ze strachu o przyjaciela… tak dla niego drogiego… jak nic innego na tym całym zasranym świecie. Nie powiedział mu jeszcze najważniejszego. Nie mógł teraz odejść. Kyuubi rzucił się na niego wbijając boleśnie swe szpony w jego ramię. Czarnowłosy tylko syknął z bólu, a na jego ciele zaczęła pojawiać się pieczęć. Jednak powstrzymał ją patrząc w oczy demona.
- Naruto! Jak możesz się tak poddawać?! Dasz się pokonać takiej ofiarze losu?! – krzyczał coraz groźniej powstrzymując dziewięcioogoniastego od wbicia kolejnej dawki pazurów w jego ciało. Kyuubi wpatrywał się przez chwilę w niego w bezruchu. A może to już był Naruto? Po chwili złapał się on obiema łapami za głowę. Odsuwając się od Uchihy krzyczał niesamowicie głośno. Jakby co najmniej obrywali go ze skóry. Powoli jego sylwetka zaczęła nabierać człowieczych kształtów, a po chwili zaczęła upadać na ziemię. Sasuke w ostatnim momencie zerwał się z ziemi i złapał go. Spojrzał na niego ze smutkiem, wyglądał jak na skraju życia. Nie myśląc długo wziął go w ramiona i skierował się w miejsce, gdzie ostatnio spotkali się całą drużyną.

 

                Starał się dotrzeć na miejsce jak najprędzej, lecz jego ręka przeszkadzała mu w tym zadaniu. Ignorując jednak ból dotarł do Kakashi’ego, który trzymał w ręce książeczkę czytając ją zawzięcie.
- Kakashi! – krzyknął brunet, a zamaskowany zwrócił na niego wzrok
- Sasuke? Co wam się stało? – spojrzał to na Sasuke, to na Naruto z niepokojem malującym się w czarnych oczach.
- Nie mamy czasu teraz o tym mówić! Musimy go zabrać do Tsunade – poinformował podając blondyna Hatake – Ja nie mogę się szybko poruszać – tu spojrzał się na swoje ramię
Kakashi przytaknął i po chwili już go nie było. Uchiha zaczął kierować się do wioski własnym tempem.

- Czy z nim wszystko będzie w porządku? – zapytał patrząc na blondwłosą kobietę stojącą nad Naruto, ta tylko spuściła wzrok
- Nie mam pojęcia… to zależy tylko od niego – odpowiedziała drżącym głosem, na co Sasuke przeklnął pod nosem – A ty – spojrzała się na niego – Też powinieneś wrócić do łóżka, twój stan też nie jest zbyt ciekawy – dodała surowo
- Chcę z nim zostać – odpowiedział stanowczo Sasuke, Hokage przytaknęła tylko z lekkim uśmiechem na ustach

 

                Mijały dni, a Uzumaki nadal nie miał zamiaru się obudzić. Uchiha trwał przy nim solidnie nie opuszczając go na krok. Cały czas mówił do niego, wierzył bowiem, że on to usłyszy i wiedząc, że ktoś na niego czeka – wróci. Lecz z każdym dniem tracił swą nadzieję. Drżał lekko patrząc na śpiącą spokojnie twarz blondyna. Ujął jego dłoń w swoją własną ściskając ją lekko.
- Nie możesz mnie zostawić… nie możesz… rozumiesz? – odezwał się ochryple łamiącym się głosem. Kilka kropel spadło na bladą, jak śnieg rękę blondyna. Łzy. Oznaka bólu i cierpienia. Czasami złości, lub szczęścia, lecz w tym przypadku, to było coś o wiele gorszego. Brunet wzmocnił swój uścisk, próbując zatrzymać cisnące się do oczu kolejne słone łzy. To nie było w jego stylu, by płakać, lecz kto o to teraz dbał. Nie obchodziła go teraz jego duma. Oddałby wszystko, by jego przyjaciel do niego powrócił. Tama pękła. Sasuke rozkleił się na dobre. Łzy zaczęły się lać strumieniem, a on upadł na pościel Naruto nadal ściskając jego ręke.
Trzy lata. Tyle czasu zmarnował bez niego. Jak mu brakowało tego, by znów bawili się tak dobrze, jak kiedyś. Chociaż jeden z nich nie ukazywał po sobie choć odrobiny radości z tego, co robili. Lecz w duchu śmiał się naprawdę głośno. Szlochał w biały materiał kurczowo trzymając dłoń chłopaka. Podniósł się od razu, gdy poczuł lekki ucisk palców ze strony przyjaciela.
- Nie…rozpaczaj tak… jakby to miał być…koniec świata … - Naruto z trudem wypowiedział te słowa, lecz z lekkim uśmiechem na ustach. Patrzył prosto w czarne tęczówki Uchihy, który sparaliżowany przyglądał się każdej części blondyna. – No nie patrz się tak na mnie… dziwnie się przez to czuje…
- Usuratonkachi… - szepnął Sasuke spuszczając wzrok
- Eh? – zdziwił się Uzumaki, nie spodziewając się takiej reakcji
- Nie mogłeś wcześniej się obudzić? Wiesz jak się martwiłem…? – nadal jego głos był cichy, lecz to nie przeszkadzało blondynowi zrozumieć sens słów. Lazurowe tęczówki spojrzały na niego z czułością i … poczuciem winy? Wzmocnił uścisk.
- Przepraszam…
- Nie szkodzi, młotku… ważne, że już jesteś – Uzumaki ponownie się uśmiechnął widząc radość w oczach Sasuke, choć jego wyraz twarzy pozostawał nienaruszony. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, poczuł miękkie usta bruneta na swoich własnych. Nie można było ukryć, że był tym faktem zaskoczony. Gdy oderwały się one od siebie, niebieskooki spojrzał na niego zdziwiony z wypiekami na twarzy.
- Już nigdy mnie nie zostawiaj… - szepnął nagle, na co Uchiha go przytulił mocno po chwili.

 

                Minęło parę lat. Mężczyzna przechodząc przez wioskę dostrzegł małą dziewczynkę niosącą biały kwiat. Gdy już była u celu, wręczyła go blondynowi uśmiechając się szeroko. Uklęknął przy niej.
- Dziękuję, jest piękny – powiedział z ciepłym uśmiechem na ustach i pogłaskał dziewczynkę po głowie, po czym odeszła. Niebieskooki kontynuował swoją drogę do budynku hokage. Miał jeszcze parę spraw na głowie niecierpiących zwłoki. Westchnął ciężko, lecz nadal się uśmiechając. Po chwili jednak doszedł na miejsce.
Otwierając drzwi do swego gabinetu zauważył czarnowłosego, szczupłego chłopaka w stroju ANBU, który stał podparty o ścianę wpatrując się w okno. Uśmiechnął się do siebie.
- Więc już jesteś, Sasuke – zdjął swoje nakrycie głowy, chłopak odwrócił wzrok ukazując głębie swych czarnych oczu.
- Jak widać – odpowiedział lekko ochrypniętym głosem – Ty też, widzę, że nie leniuchujesz, Naruto – dodał podchodząc do blondyna, który zasiadał przy biurku.
- Jak widać – poszedł w ślady bruneta – Jak na misji?
- Zakończyła się sukcesem. Lecz wiesz, czego mi tam najbardziej brakowało? – lazurowe tęczówki zwróciły się ku niemu pytająco – Ciebie
Uzumaki momentalnie się zarumienił.
- Baka! Nie mów takich rzeczy! – oburzył się wlepiając wzrok w dokumenty. Starał się udawać, że one go interesują bardziej. Uchiha uśmiechnął się.
- Widać, że dotrzymałem obietnicy… - odezwał się nagle
- Jeszcze nie… miałeś nigdy mnie nie opuścić… - odparł trzymając kurczowo kawałek papieru
  - Masz rację – podszedł do niego – Mogę ci zagwarantować, że tak będzie – zmiażdżył morelowa usta pocałunkiem, jakiego jeszcze blondyn nigdy nie doświadczył. Po chwilowym osłupieniu, jednak odwzajemnił ten gest wplatając w palce w czarne kosmyki, które mimo tego, że wyglądały na szorstkie, w dotyku były niesamowicie miękkie… jak puch.